Wariacje na temat caprese, ideałów i fotografii kulinarnej {przepis}


Fotografia kulinarna. Jak to ugryźć? No cóż, pewnie tak, jak całą resztę, bo zwykle tak to bywa w internetach, że to, co widzimy na zdjęciach (tych wystylizowanych i wystudiowanych of course) najczęściej niewiele ma wspólnego z rzeczywistością.

Nie inaczej rzecz się ma z fotografią kulinarną. Tą z najwyższej półki. Tą, którą zachwycamy się na najlepszych blogach i instagramowych kontach, gdzie # foodphotography oznacza naprawdę food photography. Jest tylko jeden mały szkopuł: otóż to nie jest tak, że pani czy pan upiecze sobie ciasto, pstryknie fotę i podzieli się z nami przepisem. Zanim trafi do nas gotowy produkt w postaci posta, który zbierze tysiące lajków ktoś nieźle się przy tym nagimnastykuje. 

Nie uwierzycie jakie triki stosują profesjonaliści. A to suszarka do włosów, żeby uzyskać efekt parującego jeszcze ciepłem dania. A to zamrażanie w bardzo niskich temeperaturach. A to różne nabłyszczacze, spreje, kleje, lakiery i takie tam inne cuda wianki. Gwarantuję Wam, że nie jest to przeznaczone do konsumpcji. Zatem jeśli następnym razem zobaczycie moje zdjęcie jedzonka na insta opatrzone hashem foodphotography to możecie po prostu parsknąć śmiechem. Macie pełne prawo, bo food photography to nie zdjęcie makaronika z biedry położonego na spodeczku. To nawet nie zdjęcie croissanta z Lidla otulonego bukietem tulipanów w towarzystwie filiżanki kawy i kawałka ręki. Nope. To nie to. Sorry.



Ceramiczna forma do tarty: zobacz TUTAJ

Wszystko to napisałam tytułem wstępu i wytłumaczenia się, bo wiecie, że akurat zdjęcia kulinarne są moim konikiem. Lubię. Lubię upiec, ugotować, wystylizować, pstryknąć fotkę. Lubię, ale to wszystko niestety jest czasochłonne, a mi zaczęło być trochę szkoda na to czasu. Guru kulinarnych blogerów nigdy nie będę, tym bardziej fotografem kulinarnym (nawet samozwańczym, choć to też ostatnio w modzie), więc doszłam do wniosku, że to może nie aż takie ważne czy zrobię zdjęcie w formacie RAV czy JPEG, może nie aż takie ważne czy wyedytuję je w Lightroom'ie czy po prostu troche rozjaśnię.

Kiedyś potrafiłam zrobić kilka ujęć prawie identycznych tylko po to, by wybrać to, moim zdaniem, idealne. Ale czy idealne jest lepsze od mniej idealnego? Szczególnie, gdy to, co gotuję albo piekę za chwilę ma być zjedzone?  Bo tak się składa, że robię to po to aby zjedzone zostało, nie po to, by było produktem produkującym lajki i UU. A gdy jeszcze przy okazji mogę się podzielić z Wami przepisem, który uznałam za warty zachodu? Dwie pieczenie nie jednym ogniu!

Dlatego wybaczcie mi, że moje kulinarne fotki nie są już tak dopieszczane jak kiedyś. Gotuję/piekę, pstrykam fotkę, zjadamy. Ot, cała brytalna prawda. Przyznaję, w końcu zaczęłam się czuć głupio po raz któryś słysząc pytanie: a to można jeść, czy to tylko do zdjęcia? albo można już jeść? tudzież te serwetki można użyć, czy to do zdjęcia tylko? Ludzie ludziom zgotowali ten los. Paranoja.

Reasumując Drogie Czytelniczki, oto stawiam Was przed wyborem: albo zdjęcia na szybko albo nic. I nie jest moją intencją kokietowanie Was; wiem, że kilka fajnych fotek kulinarnych udało mi się zrobić, ale wiem też, że pewnych rzeczy nie przeskoczę. Nie mam ambicji w tym kierunku, nie jest to coś, czym muszę zarabiać na życie, bo tak się składa, że w innej dziedzinie idzie mi całkiem całkiem i tam, jako człowiek rozsądnie myślący, muszę lokować swój czas i energię.

Poza tym, ideały są przereklamowane. Jeśli widzicie cokolwiek lub kogokolwiek i wydaje się Wam, że to jest ideał, to pamiętajcie: ideały nie istnieją. Wszystko jest udawane i podrasowane na maxa. Sztuczne. Mnie takie coś nie kręci, a Was?

A propos ideałów, to zrobiłam ostatnio danie, które nazywam waraicjami na temat caprese. Jest to połączenie mojej ulubionej formy wypieków (czyli tarty) i jednej z ulubionych sałatek: caprese. Jest tu spód całkiem dietetyczny, bo są w nim płatki owsiane ( i pół kostki masła, ha ha) i inne pyszności: pesto, pomidorki kolorowe, mozarella, oliwki. To może być świetna przystawka przed daniem głównym (efekt wow zapewniony) lub pomysł na kolację. Idealnie też dopełni kiełbaski z grilla.


Forma do tarty (moja pierwsza taka duża ceramiczna, nareszcie!) pochodzi ze sklepu garneczki.pl


Potrzebujesz:

na spód tarty

pół kostki zimego masła, pokrojonego w kostkę
8 łyżek mąki (może być pełnoziarnista, jeszcze zdrowsza opcja)
4 łyżki płatków owsianych
żółtko
szczypta soli

(możecie trochę poeksperymentować z proporcjami, możecie też dodać do ciasta ziół bądź czegoś ostrego)

na wypełnienie:

pomidorki koktajlowe (czerwone, żółte, zielone)
pesto (4-5 łyżek)
kulkę mozarelli
kilka oliwek
rukola do dekoracji


Składniki na ciasto zagniatamy lub, to ostatnio mój ulubiony sposób, miksujemy w blenderze. W tym przypadku blender jest szczególnie przydatny, bo na początek warto zblendować płatki owsiane, potem dodać resztę składników. 

Formę do tarty wyklejamy ciastem, nakłuwamy ciasto widelcem i pieczemy w temp. 180 st przez 15-20 min. Po upieczeniu czekamy aż ciasto wystygnie, nakładamy pesto i rozsmarowujemy. Odstawiamy aby pesto troszkę "zaprzyjaźniło" się ze spodem naszej tarty, można włożyc do lodówki, ale nie jest to konieczne.

Przed podaniem nakładamy pozostałe składniki: porwaną na kawałki mozarellę, przekrojone na pół pomidorki, oliwki, dodajemy kilka listków rukoli i skrapiamy kremowym octem balsamicznym.
Sól i pieprz każdy sobie dawkuje wg uznania.

Smacznego!!



W sumie to chiałam, żeby te fotki wyszły bardziej apetyczne, ale i tak mam nadzieję, że Wasze kubki smakowe zaczną na ich widok wchodzić na obroty i nabierzecie ochoty na takie wariacje kulinarne. Tak czy siak, sałatka caprese w formie tarty poleca się na przyszłość jak i autorka powyższego i poniższego #reallifefoodphotography

Zawsze do usług,



XOXO


Post powstał we współpracy ze sklepem garneczki.pl

Komentarze

  1. Uhahałam się czytając :-) Piszę trochę o swojej diecie na blogu i robię zdjęcia dań. I stwierdzam, że jakoś do zdjęcia to one pozować nie chcą, bo albo kompozycja pomidorków się rozpada, albo miseczka jest brudna od sosu :-) A dania jednogarnkowe w ogóle nie wyglądają apetycznie do foto, bo choć to kombinacja zdrowych bądź co bądź produktów, ale wymieszana łyżką . Lepsza więc ze mnie kucharka niż styliska zdjęć. Tęsknię za Twoimi babeczkami :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dań jednogarkowych nawet się nie podejmuję ;-) Babeczki powiadasz? Tobie nie odmówię :-) uściski!

      Usuń
  2. Burczy mi w brzuchu! (a w laptopie ustawiłam sobie dziś... czasomierz, ukradkiem na niego zerkam, pokazuje nie aktualną godzinę, ale ile czasu pozostało do wyjścia z pracy...:) ).
    Twoje zdjęcia są naprawdę pyszne i kiedyś już pisałam, że nawet pachną!
    Etap zdziwionych minek naszych dzieci, z otwartymi ustami i zawieszonymi nad talerzem widelcem, mam już za sobą. Teraz pozwalam im i nam po prostu zjeść piękno na talerzu, od razu, zwłaszcza, gdy paruje:) Czasem uda się wyrwać odrobinę kulinarnej chwili i zapisać w pamięci aparatu, ale pełen aromat i tak pozostanie nieuchwytny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sobie myślę, że zdjęcia jedzonka konsumowanego przez domowników ze smakiem byłyby najlepsza fotografia kulinarną. Dlaczego nikt na to jeszcze nie wpadł?

      Usuń
    2. Kiedyś wrzuciłam na IG zdjęcie szklaneczek "po" - po zjedzeniu przez dzieci domowych deserów. Dorzuciłam opis wcześniejszej zawartości... to dopiero działa na wyobraźnię i kubki smakowe:)

      Usuń
  3. Zgadzam się, że nad kulinarnymi zdjęciami trzeba popracować, by przyciągały uwagę. To trochę tak jak nad modowymi i każdymi innymi. Tylko gdzie w tym wszystkim autentyczność i spontaniczność. Wszystko ma być takie ą i ę . Oj popływałabym dalej w rozważaniach ale...
    Twoja potrawa wygląda pysznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnia, też vchyba doszłam już do wniosku, że po okresie zachwycania się tymi dopracowanymi zdjęciami mam głód autentyczności i spontaniczności :)

      Usuń
  4. :-))) Witam :-) Kilka lat temu czytalam artykul na temat zdjec do ksiazek kulinarnych. Ponoc najpiekniej mozna uwiecznic spieczona i blyszczaca skorke na kurczaku spryskujac go lakierem do wlosow, a do dekoracji tortow nic nie jest lepsze od... pianki do golenia ;-))) Bita smietana sie chowa!
    Powiem szczerze, ze bylo tam wiecej tego typu "ciekawostek", ktorych juz nie pamietam, a te dwie tak mi zapadly w pamieci, bo przez dlugi czas po lekturze tego artykulu nie tykalam ani ciastek z kremem, ani drobiu pieczonego ;-))
    Pozdrawiam,
    Marlena :-))
    PS. Sorry za brak polskich "ogonkow" :-( M.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz